ży, załatwiona. Jeden z badaczy, Smulders, sądzi, że tylko 8 dni w miesiącu jest płodnych: chodzi o to, aby je ominąć. Do tego celu służą dość już rozpowszechnione w Niemczech tabelki i kalendarzyki dla kobiet.
Tego środka zapobiegawczego — dowiadujemy się — kościół katolicki dozwala, nie jako normalną praktykę, gdyż to byłoby zaprzeczeniem głównego celu małżeństwa, lecz jako koncesję, tam gdzie wspomniane warunki czynią ciążę niepożądaną.
Broszurka zawiera również tabelkę graficzną, pozwalającą kobietom obliczyć czas jakoby bezpieczny od zapłodnienia.
Tyle mówi broszura dr. Zajdlicza. Nie jest tu mojem zadaniem dyskutować tezę dr. Ogino i dr. Knausa. Uczynią to (i czynią już) specjaliści całego świata na łamach fachowych pism. Jeżeli obliczenia japońskiego i austrjackiego lekarza są trafne, w takim razie możnaby się spodziewać po nich skutecznego sposobu regulowania urodzeń. Nie wszyscy jednak lekarze podzielają optymizm dr. Zajdlicza; zdania w tej mierze są bardzo podzielone, a sama mnogość tabelek, kalendarzyków i sposobów obliczania „bezpiecznego okresu“ świadczy, że rzecz nie jest jeszcze ostatecznie ustalona. W każdym razie, dokładne poznanie okoliczności zapłodnienia jest w drodze.
Ale tutaj chodzi mi o co innego. Chodzi mi o stwierdzenie samej zasady, o stwierdzenie faktu, że obecnie — takby wynikało z broszury — nastaje zgodność między nauką kościoła a poglądami wyklinanych dotychczas lekarzy „masonów“ co do spraw populacyjnych, eugenicznych i co do samej zasady regulacji urodzeń. Posłuchajmy końcowego hymnu broszury dr. Zajdlicza:
Strona:Boy-Żeleński - Piekło kobiet.djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.