W poprzednim feljetonie ośmieliłem się postawić kwestję, która bodaj nigdy dotąd publicznie w naszej prasie nie była poruszana. Trzeba teraz omówić ją bliżej. Zgóry przepraszam, że przyjdzie mi się powtarzać; ale rzecz tak obrosła obłudą i zabobonem, że trzeba ją gruntownie oskrobać. Przepraszam także, że nie będę zabawny, ale nie zawsze można być zabawnym; odbijemy to sobie innym razem.
Dodam jeszcze, iż, jeżeli zdecydowałem się wszcząć tę kwestję, nie uczyniłem tego lekkomyślnie; pytałem wpierw wielu poważnych osób, prawników i innych, aż do samych członków komisji kodyfikacyjnej, czy uważają wytoczenie jej na forum publiczne za właściwe. Odpowiedzieli mi: „Bezwarunkowo. Nietylko za właściwe, ale za bardzo pożądane“.
W istocie, trzeba uświadomić sobie sytuację; wysłuchać zdań; policzyć i zważyć głosy. Kodyfikatorzy nie chcą — sami to mówią — wyprzedzać opinji, a opinja dotąd milczała. Ogół nie zdaje sobie sprawy ze stanu i powagi kwestji. Kiedy przejdziemy do szczegółowej ankiety, zdumienie wywoła, jak jednogłośnie luminarze prawa oświadczają się przeciw paragrafom