sobą moralnego poparcia społeczeństwa, bez którego paragraf będzie zawsze martwą literą.
Sędzia, który ma ustawę wykonywać, wie że społeczeństwo nie jest tu w porządku. Nie istnieje opieka nad matką ani opieka nad dzieckiem; położenie niedoszłej matki było często bez wyjścia. Kodeks cywilny nie jest na wysokości zadania, nie uregulował kwestji alimentacji ani dochodzenia ojcostwa, które zresztą też nie rozwiązałoby tego zagadnienia[1]. Jak można ścigać jedynie matkę, która i tak ponosi wszystkie ciężary? Czy jest wreszcie sędzia, nie znający w najbliższej rodzinie, w najbliższem otoczeniu, wypadków przerwania ciąży, które uważa za zupełnie naturalne, w których może współdziałał? Jak więc — o ile nie jest okrutnym obłudnikiem — ma karać jakąś nieszczęśliwą, godniejszą jeszcze usprawiedliwienia? Czemu ma ścigać jedną, gdy nie ściga tysięcy innych? Sędziowie nie chcą karać, prokuratorzy nie chcą oskarżać, lekarze nie chcą denuncjować: bo i to im prawo nakazuje!
Ale, powiadają przeciwnicy karalności, gdyby nawet „miecz prawa“ działał, nicby to nie pomogło. Kobieta, które chce przerwać ciążę, znajduje się zwykle w położeniu przymusowem, szansa ukrycia czynu jest bardzo znaczna; zawsze tedy przeważy obawa większego zła, jakiem jest dla niej ujawnienie ciąży i urodzenie dziecka. Prawo jest bezsilne.
I oto najgorsze! Prawo jest bezsilne; nie może niczemu zapobiec; ale istnieniem swojem wyrządza wiele
- ↑ W ostatnim czasie p. H. Krahelska podniosła połowiczność tego upokarzającego dla kobiet środka, jakim jest dochodzenie ojcostwa, które raczej — jej zdaniem — należałoby zastąpić powszechnym podatkiem na rzecz macierzyństwa.