nieraz pod uciskiem prawa będącego tragicznym anachronizmem.
W Polsce inaczej. Ma ona sobie stworzyć swój nowy kodeks, nie obciążony balastem przeszłości, bo dotąd u nas obowiązujące kodeksy b. państw zaborczych[1] nie mogą w nikim budzić szczególnych sentymentów. Jesteśmy w tem wyjątkowem położeniu, że możemy sobie z całą świadomością sporządzić prawa na swoją miarę, dla swoich istotnych i współczesnych potrzeb, będących w harmonji zarówno z pojęciami obywateli jak z dobrem państwa. Wszystkie przeżytki, wszystkie nieużytki możemy cisnąć za płot. Czy komisja kodyfikacyjna zdawała sobie sprawę z tej swojej roli?
Gdyby wnioskować z przebiegu jej posiedzeń w roku 1920 — odnośnie do tego punktu — możnaby myśleć, że niebardzo. Sprawa poronień i ich karalności! Sprawa, jak widzieliśmy, tak złożona, paląca, bolesna, dokoła której skupiło się tyle zabobonów, tyle fałszu, okrucieństwa, tyle nierówności, tyle frazesów! Kwestja, w której spotykają się dziedziny lekarza, społecznika, prawnika, moralisty; kwestja, co do której, w ostatnich czasach zwłaszcza, wyłoniło się tyle sprzecznych zdań, dokoła której rozgorzało wszędzie tyle namiętnych sporów. Punkt stanowiący unikat w kodeksie; kwestja w której poważni prawnicy, światli lekarze, zarzucają kodeksowi wręcz, że jego paragraf jest szkodnikiem, że działa morderczo; w której padło ciężkie słowo, określające paragraf ten jako największą zbrodnię prawa karnego.
Mamy tedy prawo zapytać, czy znajdujemy od-
- ↑ Pisane w r. 1929.