Tak sobie myślałem. Ale w Polsce wszystko jest jakieś dobroduszne. Ta dobroduszność łagodzi nawet najdziksze prawa. Przekonałem się o tem osobiście. Przypadkowo spotkałem gdzieś szanownego członka Komisji kodyfikacyjnej, b. ministra prof. Makowskiego. Przypomniałem sobie moje płoche żarciki i uczułem się trochę nieswój. Ale dygnitarz sam mnie przywołał życzliwem skinieniem i powiedział:
— Miło mi oznajmić panu, że w drugiem czytaniu swego projektu Komisja znacznie zmodyfikowała artykuły, przeciw którym pan walczy. Niech pan zajdzie do mnie, dam panu odpis.
Idę, lecę, i dostaję ten urzędowo sporządzony odpis jeszcze nie ogłoszonego nowego projektu. Czytam:
Art. 141. Kobieta, która płód swój spędza lub pozwala na spędzenie przez inną osobę,
ulegnie karze więzienia do lat 5.
Art. 142. Kto za zgodą kobiety ciężarnej płód jej spędza lub jej przy tem udziela pomocy,
ulega karze więzienia do lat 5...
Patrzę zdumiony na mego gospodarza. Wyraz jego twarzy wydaje mi się okrutny. Lew, wyposzczony lew! Grzywa jeży mu się groźnie. Choć nie jestem kobietą ani jej pomocnikiem, łydki zaczynają się trząść podemną. — Ależ, panie profesorze, bąkam, to wszystko po staremu?...
— Niech pan czyta dalej, uśmiechnął się dostojnik z odcieniem filuterności.
Czytam dalej:
Strona:Boy-Żeleński - Piekło kobiet.djvu/75
Ta strona została uwierzytelniona.