dzeń spadła z 37 na tysiąc na 19 — w tym samym czasie śmiertelność spadła z 23 na niespełna 10.
Jeżeli gdzie, to u nas kwestja ta zasługuje na najżywszą uwagę. Wyludnienia niema się co obawiać; zresztą, jak mówią cyfry, przyrost ludności wywołany taką dziką polityką populacyjną uprawianą w głodne i chłodne noce na nędznych barłogach, jest złudny; zaludnia, ale... cmentarze. Zresztą, Polska jest przedewszystkiem krajem rolniczym, małe zaś są widoki, aby akcja zapobiegawcza — mimo że byłaby tak pożądana — mogła rychło przedostać się na wieś. Narazie chodzi tu głównie o sfery robotnicze, o biedotę miejską, gdzie racjonalizacja urodzeń stałaby się bezcennem dobrodziejstwem; o dzieci nieślubne, o wszystkie te wypadki, w których, czy to z przyczyny zdrowia matki czy ze wskazań ekonomicznych lub eugenicznych, ciąża i urodzenie dziecka są niepożądane. Zapobieganie ciąży zmniejszyłoby statystykę dzieciobójstwa; przywiodłoby do bankructwa przemysł utrupiania niemowląt, ocaliłoby od samobójstwa wiele dziewcząt, podniosłoby warunki życia uboższych rodzin, ich kulturalne potrzeby, dzisiaj równe niemal zeru, gdy wszystko zjada alkohol i wciąż nowe dzieci. Jeżeli gdzie, to u nas akcja taka jest potrzebna. A można ją wszcząć śmiało, choćby dlatego, że nowy kodeks zajmuje w tej mierze stanowisko zupełnie neutralne; niema tu — w przeciwieństwie do niektórych krajów — żadnych przeszkód prawnych. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby w kasach chorych, aby przy szpitalach i ambulatorjach, tworzyć poradnie dla kobiet[1], gdzieby pouczano młode kobiety o spo-
- ↑ Od czasu gdy pisałem te słowa, powstał już szereg takich poradni, o czem piszę w dalszych rozdziałach.