przed towarzyszami mówić?... Ot, powiemy, tak: pan przyjmie zpowrotem Dominiaka, to i rychtyk będzie.
Jednak pan Dalcz ze względów prestiżowych nie mógł na to przystać. Po krótkich pertraktacjach doszedł wszakże z nimi do układu: — Zdzisław ma zapewnione bezpieczeństwo, Dominiak zaś na trzy miesiące otrzyma pracę u „Lilpopa“, a potem przyjęty zostanie zpowrotem.
Po wyjściu delegacji, zanim zjawił się wezwany telefonicznie inżynier Turski, do gabinetu wpadł zięć dyrektora Dalcza, doktór Jachimowski, dyrektor handlowy zakładów.
— Niech ojciec to podpisze — zaterkotał swoim trzeszczącym głosem, podsuwając różowy blankiet asygnaty kasowej — muszę zaraz jechać do ministerstwa i wsunąć te osiem tysięcy do łapy Puczkowskiemu. Inaczej przepadniemy przy przetargu. A to spisał się nasz kochany Zdzich? Co?... Swoją drogą to bolszewizm. Mówiono mi, że głównym macherem był ten ojca ukochany Czepiel. Należałoby z policją pogadać tak pocichu, żeby go uprzątnęli. No, co ojciec patrzy! Jak Boga kocham, spóźnię się i Czesi nas ubiegną. Puczkowski to uczciwy człowiek, jeżeli wcześniej od nich łapówkę weźmie, to ze mną już gadać nie zechce. No niechże ojciec prędzej podpisuje!
Pan Dalcz przygryzł siwe wąsy i w zamyśleniu przyglądał się różowemu kwadracikowi papieru, nerwowo potrząsanemu przez wymanicurowane brudne palce zięcia. Zwolna podniósł oczy na jego chudą ziemistą twarz i powiedział:
— Nie podpiszę.
— O, Jezu, — zatrzepotał rękami Jachimowski — co ojciec myśli, że ja do własnej kieszeni wezmę tę forsę? Niech ojciec sam sprawdzi. Puczkowski w cztery oczy nie będzie ukrywał. A ręczę, że inaczej całe zamówienie djabli wezmą. Jeżeli zaś ojciec znajduje, że w naszej sytuacji stać nas na wyrzeczenie się zamówienia na półtora miljona, to ciekaw jestem, co
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/013
Ta strona została uwierzytelniona.