Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/027

Ta strona została uwierzytelniona.

trzymał w kieszeni, w drugiej miał notatnik, do którego zrzadka zaglądał. Taki elegancki... Krzysztof... To bardzo ładne imię... Ten student, którego poznała w wagonie, nazywa się Stanisław, wogóle co drugi chłopak to Stanisław, albo Jan, albo Jurek. Pospolicie. Co innego Krzysztof... Krzyś, Krzych, a można i z drugiej połowy imienia: naprzykład Toffi — tak, jak cukierki!
— ...z uwzględnieniem wyżej wymienionych rubryk mają też być sporządzane codzienne raporty rozchodu magazynowego w trzech egzemplarzach, a to celem wzajemnej kontroli...
Czy też on naprawdę jest zaręczony? W każdym razie dotychczas na żadną z urzędniczek nie zwracał uwagi, a przecież jest już w fabryce od trzech tygodni. W buchalterji mówiono, że wciąż siedzi w warsztatach, albo konferuje z kierownikami poszczególnych biur i działów. Ciekawa rzecz, czy teraz będzie więcej przesiadywał w gabinecie? Bo pocóżby kazał przydzielić sobie sekretarkę?
Od czasu do czasu, nie przerywając dyktowania, zatrzymywał się przy niej i nachylał się nad maszyną, by sprawdzić, co jest napisane.
Co za szczęście — myślała Marychna — że wczoraj zrobiłam manicure! Co jak co, ale swoich rąk nie potrzebuję się wstydzić. Daj Boże każdej. Jutro nałożę granatową sukienkę z białym kołnierzykiem i te jaśniejsze pończochy.
Zegar na korytarzu zaczął bić dwunastą i niemal jednocześnie odezwała się chrapliwie syrena.
— Pani je obiad w fabryce? — przerwał dyrektor.
— Nie, panie dyrektorze, w domu. Tu tylko śniadanie.
— A bardzo pani głodna?
— Cóż znowu, bynajmniej.
— No więc piszmy dalej. Zależy mi na skończe-