maszynę. Korciło ją, by pobiec zaraz do sekretarjatu i pochwalić się koleżankom, lecz wytrzymała do gwizdka. Teraz zaś musiała śpieszyć się na pociąg. Prędko wybiegła na ulicę. Nie cierpiała tego kawałka drogi do przystanku tramwajowego. W lecie, czy w zimie, zawsze było tu pełno błota, a w jesieni należało wręcz uprawiać ekwilibrystykę, by po rozrzuconych tu i ówdzie cegłach dotrzeć do ulicy Wolskiej, gdzie już były chodniki. Dziś jednak wprost nie zwróciła na to uwagi. Na przystanku zebrało się już kilkanaście osób, przeważnie z biura konstrukcyjnego i z kalkulacji. Wszyscy już wiedzieli, że została sekretarką Krzysztofa Dalcza i winszowali jej awansu. Osobą młodego dyrektora bardzo się interesowano przedewszystkiem ze względu na zmiany, jakie miał zaprowadzić w fabryce, a poza tem z racji, że wszystko, co dotyczyło rodziny pryncypałów, było jednym z najpopularniejszych tematów w rozmowach między pracownikami. Lubiano i bano się Wilhelma Dalcza, z przekąsem mówiono o Zdzisławie, z szacunkiem o Karolu, Jachimowski miał opinję „cwaniaka“, a o Krzysztofie Dalczu nie wyrobiono sobie jeszcze zdania.
Ojczym Marychny Jarszówny, pan Ozierko, jako jeden z najstarszych pracowników firmy doskonale był obznajmiony z temi kwestjami. To też, gdy tylko wraz z pasierbicą ulokowali się w przedziale trzeciej klasy pociągu do Zielonki i gdy Marychna zakomunikowała mu propozycję swego szefa, oświadczył, że nic przeciw niej nie ma, gdyż Dalczowie to „rodzina solidna“ i nie dadzą swemu człowiekowi zrobić krzywdy. Takie już obyczaje są od starego Franza.
Ponieważ zaś Marychna czuła się od dziś także „swoim człowiekiem“ Dalczów, sama zaczęła wypytywać ojczyma o ich historję. Słyszała ją wprawdzie kilkadziesiąt razy, opowiadaną różnym przygodnym słuchaczom, lecz nigdy nie zwracała na nią szczególnej uwagi, nawet wówczas, gdy po skończeniu
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/030
Ta strona została uwierzytelniona.