Krzysztof Dalcz... Muszą być takie soczyste, jak się to czyta w powieściach...
Rozglądał się po pokoju i powiedział:
— Nie ma pani tu żadnych fotografij.
— Nie mam, bo i czyje mam mieć? Ojczym się nie fotografuje, a więcej nikogo nie mam.
— Jakto i nigdy nie kochała się pani? Nigdy w pani nikt się nie kochał, ktoby zostawił na pamiątkę swoją podobiznę z czułym napisem?
— Nigdy — potrząsnęła głową.
— Dlaczego?
— Nie wiem... Może jestem... nierozbudzona...
Wybuchnął długim, nawet trochę nieprzyjemnym śmiechem. Widocznie powiedziała coś bardzo głupiego. Była na siebie wściekła. Głupia gęś! Co on teraz sobie o niej myśli! Mój Boże, że też jej wyrwało się coś tak niedorzecznego!
Śmiał się wciąż, a jej pod powiekami zaszkliły się łzy. Żeby mogła teraz zapaść się pod ziemię! Wstydziła się wprost spojrzeć na niego, wstydziła się, że zauważy jej łzy. Zamknęła oczy i odwróciła głowę.
Przestał się śmiać i nic nie mówił. Jakiż on bezlitosny, jak znęca się nad nią. Pewno patrzy na jej policzki, po których płyną te nieszczęsne łzy, i uśmiecha się ironicznie... Co za tortura...
Nagle poczuła na twarzy łagodny pieszczotliwy dotyk jego dłoni, miękkiej jak aksamit i aż oddech zaparło jej w piersi. Dłoń sunęła po mokrych policzkach taką ciepłą serdeczną pieszczotą, odgarnęła włosy z czoła, głaskała spokojnemi równomiernemi ruchami głowę i znowu policzki i oto z drugiej strony twarzy poczuła drugą jego rękę i nagle na ustach lekki ledwo odczuwalny pocałunek, potem mocniejszy, jeszcze bardziej mocny, aż rozchylający jej nieruchome wargi... Spadały na nią powoli, gorące, przenikliwe, niewypowiedzianie dziwne... Leżała bez ruchu i tylko serce tłukło się nieprzytomnie. Nie wiedziała dlaczego, ale w tych pocałunkach było coś bar-
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/044
Ta strona została uwierzytelniona.