Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.

dni po owym skandalu z Belnikowiczem i, oczywiście, musiała ojczymowi opowiedzieć szczegóły awantury. Na jej żale pan Ozierko pokiwał głową:
— Cóż chcesz? Ja tam wierzę ci, że między wami nic nie było, ale każdy inny na pewno pomyśli, że jesteś jego kochanką. Pocóżby przy tobie skakał? Jesteś młoda, ładna, on kawaler... Wszystkie pozory przeciw tobie.
— Ludzie są wstrętni i po samych sobie sądzą.
— A cóż? Inna rzecz gdyby to był chłopak, coby się mógł z tobą ożenić — westchnął pan Ozierko — wówczas gadaliby, że narzeczony...
— A dlaczego nie mógłby naprawdę być moim narzeczonym! — zbuntowała się Marychna.
— Dlaczego? Żartujesz chyba? Toż to pan całą gębą. Burżuj. Miljoner.
— I miljonerzy się żenią — bez przekonania powiedziała Marychna.
— Ale z kim? Cóż ty sobie myślisz, że on takich dziewcząt, jak ty, mało miał? Ot pobawi się, pobawi się i rzuci. Dlatego dobrze robisz, że do niczego takiego nie dopuszczasz. Ożeniłby się! Wielka dla niego partja. Twój ojciec był tylko ślusarzem, a ja kreślarzem w jego fabryce. Za niskie progi. I głowy sobie tem nie nabijaj, bo byłabyś głupia i na śmiech ludzki wystawiona. Zaleca się, niech się zaleca, a ty bądź dalej rozsądna.
Jednego tylko nie powiedziała Marychna ojczymowi: — że już jej ten rozsądek dokuczył. A dokuczył tem bardziej, że skoro i tak wszyscy podejrzewają, to niech przynajmniej ona wie za co cierpi. Niech się już stanie.
Tymczasem — nie stawało się. Krzysztof Dalcz wprawdzie spędzał z Marychną wiele czasu, nawet często ją odwiedzał, ale do pocałunków przychodziło rzadko, zaś ani o krok dalej on się nie posuwał. Marychna nieraz opracowywała sobie cały plan strategiczny, by go ośmielić, gdy jednak przychodziło co