wiązek i zsuwał pończochy, głaszcząc jej skórę swojemi gorącemi, gładkiemi jak atłas rękami...
Miała oczy zamknięte, a w głowie wir, szalony kołowrót i szum. Niebardzo zdawała sobie sprawę z tego, co się z nią dzieje, nie była też pewna tego, że to nie sen, że leży naga w objęciach Krzysztofa, że jego usta i dłonie okrywają ją całą gorącą chciwą pieszczotą. Niemal nieświadomie wyciągnęła ręce i napotkawszy szorstki materjał jego ubrania, uprzytomniła sobie, że tak pragnęłaby przytulić się doń i że na przeszkodzie stoją te guziki kamizelki. Odruchowo zaczęła je odpinać, lecz już po chwili jego ręce zacisnęły jej palce mocno, obezwładniająco.
— Nie, nie — usłyszała — już czas spać, kochanie...
Później czuła, jak ją starannie otulał kołdrą, jak lekkim pocałunkiem musnął jej usta, zdawało się jej, że skrzypnęły drzwi, i usnęła...
A nazajutrz znów było tak samo, jak zawsze. Ze zwykłym serdecznym uśmiechem wszedł do swego gabinetu, pocałował ją w rękę, zapytał, czy nie boli ją głowa i zaczął dyktować.
Wieczorem, co już od dawna było ułożone, mieli iść na premjerę do jednego z teatrów. Marychna nietyle cieszyła się z pójścia na przedstawienie, ile z nowej sukienki, wyjątkowo ładnej, a zrobionej według rysunku Krzysztofa. Miała ją właśnie pierwszy raz włożyć.
O siódmej była gotowa i czekała na niego. Przyszedł wkrótce, lecz był w fabrycznym ubraniu, w którem, oczywiście, nie mógł iść do teatru. Wytłumaczył się tem, że ma dziś migrenę i że wogóle fatalnie się czuje. Pójdą innym razem. Potem z wielkiem zainteresowaniem oglądał ją w nowej sukni i orzekł, że jest zachwycająca, tylko koniecznie trzeba trochę, tak na półtora centymetra, wypuścić plisę w pasie. Poza tem zauważył, że naszyjnik ze sztrasów nie bardzo pasuje i że widział w pewnym sklepie coś, co będzie odpowiedniejsze.
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/052
Ta strona została uwierzytelniona.