Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech pan da, ja jestem biedny człowiek. Taka zawieja, błądziłem...
— Dałbym ci, ale nie mam — zastanowił się — zresztą czekaj, przyda ci się to?
Zdjął ze ściany skórzaną torbę myśliwską i podał staremu.
— Pewno, że się przyda, dziękuję panu.
— O, jaki mądry! — zerwała się młodsza z dziewcząt — oddaj to! To warte z dziesięć złotych. Paweł, nie dawaj tego jemu!
— Odczep się, ty szantrapo — odepchnął ją Marciejonek.
— Nie twoja rzecz — krzyknął Dalcz — idź, przynieś mi wody. Muszę się umyć i ogolić. A ty, Saszka, poszukaj w szafie, czy nie znajdzie się jaka koszula i te buciki trzeba oczyścić.
Posłaniec wyszedł, a dziewczęta w milczeniu zabrały się do spełniania poleceń. Paweł tymczasem robił przegląd garderoby. Jedyne ubranie, jakie mógł włożyć, było poplamione i nie miało guzików. Ten łajdak Wańka pewnie poobcinał. Ostatecznie można sobie poradzić agrafkami, i tak pod futrem nie będzie widać... Nagle przypomniał sobie, że wczoraj posłał Lejbie futro do zamiany na kożuch, zostawała tylko burka, bo przecie do Warszawy w kożuchu jechać niepodobna. I burka zresztą, stanowczo za lekka na taki mróz, wyglądała fatalnie. Na prawym rękawie widniała wielka dziura, którą wypalił sobie papierosem, gdy się upił w miasteczku...
— Sasza! — krzyknął — zobacz no tu, czy nie dałoby się jakoś załatać?
Po dłuższych oględzinach Saszka orzekła, że niema czem, bo „wypustów takich dużych nie najdziesz“.
Wreszcie jako tako garderoba została skompletowana. Umył się zimną, jak lód, wodą i to go nieco wytrzeźwiło, przynajmniej o tyle, że mógł się ogolić bez obawy pozacinania się. Pociąg z Wormiszek odchodził o pierwszej w nocy, teraz zaś, jak zapewniała starsza