Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/072

Ta strona została uwierzytelniona.

orjentując się w doraźnej pozycji własnej z nieomylną pewnością, czuł, wyczuwał wielką perspektywę wspaniałej gry, do której przystępuje z niebylejaką stawką i w pełni nienasyconej woli wygranej.
Z początku drgały mu nieco ręce, gdy przerzucał papiery i notatki. Gdy jednak odnalazł plik pokwitowań banku „Lloyd and Bower“, uspokoił się zupełnie. Już całkiem na zimno przestudjował resztę materjału, sporządzonego istotnie z taką przejrzystością, że bez żadnego trudu zapoznał się z materjalną sytuacją „Zakładów Przemysłowych Braci Dalcz i Spółki“, z faktem, że jedynym właścicielem pozostał teraz młodszy z braci Dalczów, jego stryj Karol, no i jego spadkobierca Krzysztof.
O stryju wiedział Paweł, że jest sparaliżowany i nie opuszcza łóżka, o Krzysztofie nic, poza faktem dziedziczenia przez niego dużych kapitałów, zapisanych przez nieboszczyka Wyzbora. Młodszego od siebie o lat dziesięć, czy jedenaście brata stryjecznego widział zaledwie dwa, czy też trzy razy w życiu, gdy tamten był jeszcze małym chłopcem.
Pozatem wchodziła w grę rodzina. Z matką, oczywiście, wcale nie potrzebuje się liczyć. Ta kobieta zastosuje się ślepo do jego życzeń. Halina nie orjentuje się w niczem. Zdzisław jest głupcem. Pozostaje Ludwika i jej mąż, doktór Jachimowski, no i kuzyn Jachimowskiego, znany przemysłowiec naftowy Wacław Gant. O Gancie wiedział Paweł, że siedzi w Drohobyczu i pilnuje swoich większych interesów, a administrowanie udziałami w fabryce Dalczów powierzył Jachimowskiemu. Z tym Paweł również mało się stykał. Był zaledwie wyrostkiem, gdy Jachimowski starał się o rękę Ludki i pamiętał, że do małżeństwa doszło wbrew woli matki, która krzywiła się na pochodzenie i manjery galicyjskiego doktora, lecz nie umiała przezwyciężyć uporu córki. Jachimowski wówczas uchodził za człowieka sprytnego, obrotnego i mającego nos do interesów. Żeniąc się wniósł do firmy