Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/081

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach, to chyba da się jakoś załatwić. Depeszowałem już do Manchesteru, a tu będę musiał porozumieć się ze stryjem. Sądzę, że obejdzie się bez skandalu.
— Ale cóż nam z tego! — rozpaczliwie jęknął Zdzisław.
— To zależy — powściągliwie zaznaczył Paweł.
— Więc mówże na litość boską, bo ja tu nic nie widzę!
— Macie jedną przewagę nad stryjem i nad Krzysztofem.
— Jaką przewagę?
— Tę, że wy wiecie, a oni nie.
Zapanowała cisza.
— Nie rozumiem cię, Pawle — spokojnie odezwała się Ludwika — co może nam przyjść z tego, że wiemy o tem wcześniej?
— Oczywiście — podchwycił jej mąż — przecie otworzą kasę pancerną w gabinecie, przecie ten bank się odezwie, no i pan Karol będzie równie dobrze o wszystkim poinformowany, jak i my.
— Właśnie powinniście się postarać, by nie dowiedział się, by zostawiono wam jak najwięcej czasu do szukania ratunku.
— Jeżeli szukanie to coś pomoże.
— Ha, jeżeli wolicie zgóry zrezygnować...
— Ale nie widzę sposobu wogóle utrzymania rzeczy w tajemnicy — powiedziała Ludwika.
— Jest jeden sposób, tylko jeden — zrobił pauzę Paweł — mianowicie objęcie w firmie stanowiska naczelnego dyrektora.
Ponieważ wszyscy milczeli, a w tem milczeniu było jakieś rozczarowanie, Paweł ciągnął:
— Gdy jeden z was na krótki chociażby czas obejmie to stanowisko, w jego ręku znajdą się wszelkie sprawy, któremi różnie będzie mógł pokierować. Ze swej strony mogę obiecać, że przyczynię się do