Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/082

Ta strona została uwierzytelniona.

wszczęcia kwestji zwrotu pożyczki w taki sposób, że nie zostaniecie na lodzie.
— Tak... Widzę tu niejakie możliwości — pokiwał głową Jachimowski — i bardzo ci jesteśmy wdzięczni za twoją dobroć, ale, niestety, koncepcja jest nierealna.
— Dlaczego?
— Żadnemu z nas pan Karol nie odda naczelnej dyrekcji.
— Czy już ktoś ją objął?
— Nie. Ma objąć Krzysztof. Narazie panuje chaos i bezkrólewie.
Paweł uśmiechnął się:
— Są zawsze dwie drogi do otrzymania władzy: droga prawa i droga... uzurpacji.
— Jakto uzurpacji?
Zaczął im tłumaczyć. Sami mówią, że trwa jeszcze chaos i dezorjentacja. Od dziesiątków lat wszyscy przywykli do władzy Wilhelma Dalcza i okaże się rzeczą naturalną, że po jego nagłej śmierci któreś z jego dzieci władzę tę odziedziczy przynajmniej na czas uporządkowania spraw, pozostawionych w nieładzie i w zagmatwaniu przez ojca. Można tu nawet posługiwać się górnolotnemi i patetycznemi słowami, jak rehabilitacja pamięci zmarłego, moralny obowiązek dzieci w uporządkowaniu jego pewnych zaniedbań. Stryj Karol nie będzie mógł tak przy otwartej jeszcze trumnie odmówić słuszności tym argumentom, zwłaszcza, gdy objęcie władzy zostanie już dokonane i bez skandalu niepodobna będzie nowego dyrektora, a bądź co bądź członka rodziny, usunąć.
— Przemyślałem to nawet w drobnych szczegółach — z jakąś surowością w głosie mówił Paweł — przewiduję, że wszystko może przybrać stan pożądany. Tylko jeden warunek nieodzowny: ten z was dwóch powinien zostać naczelnym dyrektorem, który cieszy się większą powagą, większym szacunkiem, którego vox populi, opinja wszystkich pracowników