Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

że ja zatwierdzę ten operetkowy zamach stanu! Postąpiłeś nietylko awanturniczo, lecz niemądrze i lekkomyślnie!
Paweł nic nie odpowiedział i tylko patrzył na drgające zmarszczki twarzy pana Karola.
— Milczysz?...
— Niech stryj spojrzy na mnie — spokojnie odezwał się Paweł — czy wyglądam na człowieka lekkomyślnego?... Czy wyglądam na człowieka, który pozwoliłby sobie na objęcie dyrekcji bez pewności, że to objęcie będzie zatwierdzone?... Czy u licha robię wrażenie smarkacza, czy warjata?!...
— Więc jakiem prawem!? Jak mogłeś, jeżeli nawet masz jakieś ważne powody, zrobić to bez uprzedniego uzyskania mojej zgody?... Nie wyobrażam sobie, bym ci jej udzielił, ale przypuśćmy, że tak, że w chwili zamroczenia umysłu przystałbym na powierzenie kierownictwa fabryki człowiekowi młodemu, niedoświadczonemu, niemającemu dobrej opinji z dawnych przynajmniej czasów, a w dodatku zupełnie nieobznajmionemu z firmą i jej skomplikowanemi sprawami! Ale dlaczego...
— Przepraszam stryja. Właśnie o tem chciałem mówić. Proszę tylko zechcieć mnie wysłuchać. Zacznę właśnie od tych skomplikowanych spraw firmy, od spraw, z któremi jestem na szczęście tej firmy znacznie lepiej obeznany, niż ktokolwiek, nie wyłączając osoby stryja.
— Mów.
I Paweł zaczął mówić. Jakże teraz wdzięczny był w duchu swemu ojcu za jego despotyzm, za zazdrosne strzeżenie władzy, za chciwe koncentrowanie w ręku wszelkich danych dotyczących kierownictwa Zakładów. Za to samo kiedyś go znienawidził, a dziś dzięki temu trzymał w swej dłoni potężny atut. Dobrze pamiętał każde słowo z pośmiertnego memorjału ojca i każdego z nich umiał odpowiednio użyć, a opatrując