Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

Na pożegnanie pan Karol wyciągnął do bratanka zdrową rękę:
— Jutro porozumiesz się z Krzysztofem. Dowidzenia.
— Nie wątpię, stryju, że będzie to naprawdę porozumienie.
Paweł wyszedł i pojechał na Ujazdowską. Wizyta u stryja zakończona została pełnym sukcesem. Nietylko uzyskał aprobatę swej dyrektury, nietylko zdołał zdobyć zaufanie i wiarę, lecz doprowadził do wytworzenia atmosfery nad wyraz dla siebie korzystnej.
Pierwsza partja została rozegrana.

ROZDZIAŁ IV.


— Gdzie jest gabinet dyrektora Krzysztofa Dalcza? — zapytał zrana woźnego.
— Ostatnie drzwi, panie dyrektorze.
Zapukał mocno i nie czekając na odpowiedź wszedł. Przy maszynie siedziała ładna blondynka i z namaszczeniem jadła śniadanie. Jej różowa buzia pełna była bułki.
— Niema dyrektora? — zapytał.
Starała się przełknąć czemprędzej i w tym wysiłku brały udział jej brwi, robiąc kilka tak komicznych ruchów, że Paweł się roześmiał.
— Niech pani się nie śpieszy, to niebezpieczne.
Zmierzyła go karcącym wzrokiem:
— Pan dyrektor jest na warsztacie. Czego pan sobie życzy?
— Przedewszystkiem chciałem się pani przedstawić, bo jeszcze się nie znamy.
Wyciągnął rękę i powiedział:
— Jestem Dalcz, a na imię mi Paweł.
Dziewczyna zerwała się z miejsca czerwona aż po białka oczu: