Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ojciec twój był zdania, że powinniśmy wszystkie sprawy załatwiać wspólnie.
— Nie pozostaje nam nic innego, jak zastosować się do tego.
— Powiedziałeś to w taki sposób, jakbyś nie zgadzał się ze stanowiskiem swego ojca?
Krzysztof wzruszył ramionami:
— Gdyby nawet tak było, niema o czem mówić. Narazie jest to bezprzedmiotowe.
— Słuchaj, Krzychu — pojednawczo odezwał się Paweł — wiesz na czem mi zależy, wiesz, że nie zamierzam stawać ci na drodze, że wkrótce zostawię ci całe przedsiębiorstwo. Powiedz zatem, dlaczego zajmujesz wobec mnie pozycję jakby obronną?
— Z czego wyprowadzasz taki wniosek? — obojętnie odpowiedział Krzysztof — nie zajmuję żadnej pozycji. Powiedziałem już, że podporządkuję się życzeniu ojca.
— Zatem w porządku — z udawaną prostodusznością orzekł Paweł i pomyślał, że kiedyś ta malowana lala pożałuje gorzko lekceważącego tonu.
Przystąpili do omawiania spraw fabrycznych. Tu Paweł miał możność stwierdzić, że jego brat stryjeczny doskonale orjentuje się w kwestjach produkcji. Natomiast w rzeczach ogólnohandlowych nie czuje pewnego gruntu pod nogami. Zresztą Paweł postanowił zgóry zrobić wszystko, by wyeliminować wtrącanie się Krzysztofa w tę dziedzinę, przedewszystkiem przez nieinformowanie go, co przy pomocy Jachimowskiego da się przeprowadzić.
Naturalnie, jeżeliby Krzysztof domyślił się sprawdzać dziennik główny, odkryłby egzystencję wielu listów, które były wysyłane z podpisem Pawła, a bez cyferki jego własnej. Na to jednak za mało miał praktyki.
Jedyną osobą, która mogłaby go tu uświadomić, był sekretarz Holder. Ten jednak nic nie wiedział o warunkach, na jakich Paweł Dalcz był naczelnym