Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

Krzysztof przeczytał list i powiedział:
— Żądają od nas wpłacenia w lutym sześćdziesięciu tysięcy dolarów, a resztę zgadzają się rozłożyć. Nie rozumiem. O ile wiem, zapewniałeś ojca, że sam pokryjesz dług. Ty i twoje rodzeństwo.
— Tak jest w istocie.
— Więc cóż znaczy ten list?
— Jest dowodem, że i tak zdołałem uzyskać w banku warunki, o jakich stryj nie mógłby nawet marzyć, gdybym ja się tem nie zajął. W lutym trzeba byłoby zapłacić dwieście tysięcy, a ponieważ firma nie mogłaby znikąd wydobyć tak wielkiej sumy, doszłoby do skandalu. Nie rozumiem cię, Krzychu, dlaczego moje maksimum dobrej woli, naprawdę nie wymuszonej, do licha, woli, traktujesz w taki sposób?... Powiedziałem raz, że zapłacę i niema wątpliwości, że tego dotrzymam.
— Więc cóż to obchodzi mnie, lub też mego ojca? Wierzymy ci i czekamy.
— Wyborny jesteś — zaśmiał się szyderczo Paweł — zapominasz, że pomimo wszystko nie zaliczam się do zwierząt pociągowych, na które zwala się ciężary i wzrusza się ramionami, jeżeli pod niemi zdychają. Owszem, dodźwigam do końca, ale chyba mam prawo wymagać ludzkiego do siebie stosunku. Mniejsza o motywy, dla których wziąłem je na siebie. Pozostaje faktem, że uwolniłem od nich właśnie stryja i ciebie.
— Nikt temu nie zaprzecza — obojętnie zauważył Krzysztof.
— Trudno zaprzeczać oczywistości. Zapłaciłem już dwadzieścia tysięcy dolarów i zapłacę resztę. Ale w lutym nie mogę uruchomić takiej kwoty, jakiej oni żądają. Mam wprawdzie w Liwerpoolu... Zresztą nie lubię być gołosłownym. Zechciej to przejrzeć.
Wydobył z szuflady kilka listów i kwitów. Były to dokumenty, stwierdzające, iż w składach portowych złożone zostały wielkie partje bawełny, stano-