Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

inny interes: mianowicie jeden ze wspólników firmy, pan Jachimowski, chciałby sprzedać swoje udziały. Ponieważ ma inne rzeczy na widoku — sam o tem zapewniał Tolewskiego — zależy mu na pośpiechu. Dlatego gotów jest sprzedać swoje udziały za trzy czwarte wartości.
Nazajutrz Tolewski oświadczył, że pan Jachimowski rozumie, że pośpiech musi go kosztować i gotów jest do dalszych ustępstw. Na oburzenie Wenzlowej Tolewski skromnie zauważył, że jego zdaniem, Wenzlowa zrobiłaby dobry interes. Cenę Jachimowskiego można bowiem zbić bardzo nisko, bo wszyscy mówią, że tam grozi plajta.
Bezpośredniem następstwem tej uwagi był długi atak spazmów. Tolewski dowiedział się, że jest ostatnim idjotą, kretynem, cymbałem, że ją zrujnował, że przez takiego głupca, jak on, przyjdzie się jej z torbami pójść, że gdyby nie Tolewski, ona nigdyby nie kupiła udziałów od starego Dalcza i t. d.
W jednem tylko przyznała Tolewskiemu rację: że nie należy o zbliżającej się plajcie nikomu mówić, bo jeszcze może znaleźć się ktoś, kto nabierze się i udziały odkupi, ktoś, komu będzie je można wkręcić bodaj z dużą stratą.
— Więc będzie baba milczała? — zapytał Paweł, wysłuchawszy szczegółowego sprawozdania.
— To murowane, panie dyrektorze. Jak pan widzi, robię wszystko według che... che... zasad sztuki.
— Nie pożałuje pan tego.
— Jeżeli się uda...
— Musi się udać i zostanie pan posiadaczem ładnego pakietu udziałów. Jeszcze jedno. Czy Wenzlowa czytuje dzienniki?
— Naturalnie, panie dyrektorze, bo co?
— No, ale biuletynów różnych agencyj na pewno nie czyta?
— Niby takich, jak naprzykład gospodarczy biuletyn Agencji Wschodniej?