Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

tam, gdzie rozciągała się tak wielka różnica poziomu umysłowego. A jednak czuła się skrępowana, jakby zobowiązana do wierności, chociaż sama nie wiedziała czem.
Dość często teraz widywała się z inżynierem Ottmanem. Tak się jakoś składało, że chemik jechał do fabryki tym samym tramwajem, a widocznie mniej ostatnio miał do roboty, gdyż wychodził nieraz o trzeciej i odprowadzał Marychnę do domu. Lubiła go, chociaż jako mężczyzna wcale się jej nie podobał. Mówiło się z nim dobrze, ba, znacznie lepiej niż z Krzysztofem. Ottman przecie też był bardzo inteligentny i wykształcony, ale jakoś nie dawał jej odczuć swojej wyższości, był bardziej swojski. Może dlatego, że pochodził z ubogiej rodziny, a może poprostu starał się być delikatnym.
Opowiadał jej o rzeczach bardzo mądrych, jak naprzykład o różnych wynalazkach chemicznych, nad któremi pracował, ale opowiadał w ten sposób, że rozumiała wszystko. Wogóle rozumiała go całego, z jego uprzejmością, z jego dobrocią, z prostotą posuwającą się aż do niezaradności i z tą nieśmiałością, z racji której mówiono o nim w fabryce:
— Ten poczciwy Ottman.
Rozmawiając z nim, nigdy nie obawiała się wprost wypowiedzieć swoich myśli. Wiedziała, że choćby naplotła największych nonsensów, on nie będzie się z niej śmiał, jak to robił Krzysztof. Mówiło się z nim dobrze, po swojemu. Miało się zaufanie do jego niebieskich oczu, do tych nawet tak brzydkich u mężczyzny różowych policzków i do nieładnych rąk, zawsze poplamionych różnemi chemikaljami. Nigdyby nie zdobyła się na pocałowanie tych rąk, jak obcałowywała piękne, nieprawdopodobnie piękne ręce Krzysztofa. Ale stanowczo wolała uścisk dłoni Ottmana.
Po Trzech Królach przyszła gwałtowna odwilż i ulica Bema tonęła w brzydkiem błocie. Wracali właśnie z fabryki i Ottman łagodnie gniewał się na