Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze — skinęła głową i wbiegła do bramy, jakby przed nim uciekała.
Zdarzenie to przejęło ją ogromnie. Przez cały wieczór nic nie robiła, tylko myślała o Pawle Dalczu i o jego zachowaniu się w samochodzie. Jakkolwiek mogła to tłumaczyć, nie ulegało wątpliwości, że wywarła na nim dodatnie wrażenie. W fabryce wszyscy mówili, że wogóle na kobiety nie zwraca uwagi. Nie napróżno odwiózł najpierw Ottmana... Ile razy przychodził do gabinetu Krzysztofa, zawsze z nią rozmawiał i okazywał dla niej szczególne względy.
Początkwo myślała, że to przez wzgląd na Krzysztofa. Teraz jednak wiedziała, że mu się bardzo podoba. Nie wiedziała tylko, co z tego będzie, nie wiedziała, jak ma postępować w stosunku do niego, no i do Krzysztofa. W każdym razie Krzysztofowi nie wspomni ani słowem o tem wszystkiem...
Zasypiając doszła do przekonania, że los człowieka bywa dziwny i że nigdy nie wiadomo, jak się życie ułoży. Najlepiej tedy zostawić wypadki ich własnemu biegowi.
Nazajutrz po przebudzeniu się całe wczorajsze zdarzenie wydało się jej czemś fantastycznem, jakimś przygodnym kaprysem Pawła Dalcza, który napewno już sam o nim zapomniał... Napróżno też za każdem otwarciem drzwi gabinetu odwracała głowę od maszyny. Nie przyszedł. Podczas przerwy obiadowej spotkała go na korytarzu. Rozmawiał z szefem buchalterji lecz wcale jej nie zauważył. Był jakiś chmurny i groźny.
O trzeciej umyślnie zwlekała z wyjściem. Pod oknami stała limuzyna dyrektorska, lecz on nie wychodził.

Wróciła do domu sama, gdyż i Ottmana nie było. Czytała wiersze, nie mogąc złapać ich treści, wreszcie rozpłakała się, owinęła się w ciepły szal i tak przesie-[1] fonować, albo przysłać bodaj kilka słów, świadczą-

  1. Przypis własny Wikiźródeł brak fragmentu tekstu