Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co ci jest, dziecko, czego się boisz? — usłyszała wypowiedziane prawie pieszczotliwym głosem tuż przy uchu.
To ją oprzytomniło. Odruchowo przywarła doń całem ciałem, oplotła go mocno rękami, jakby w nim szukając obrony przed nim samym... Jej nagie ramię oblewał jego gorący oddech, coraz szybszy, niemal świszczący. Pulsy waliły w skroniach, głowę ogarnął niepojęty zawrót, w piersiach wezbrała fala krwi... ciało wygięło się i wyprężyło w gniotącym uścisku...
Ostry przeszywający ból przeniknął ją całą. Krzyknęła i bezwładnie opadła na poduszki.
Teraz ukryła twarz w poduszce i zaczęła płakać.
Nie mogła jeszcze zebrać myśli, ale zdawała sobie sprawę z tego, że stało się w jej życiu coś ważnego, coś decydującego, czego przecież nie żałowała, a co napełniało ją jakimś nieuzasadnionym smutkiem... Została jego kochanką, zdradziła Krzysztofa. Tak odpłaciła mu jego dobroć, jego delikatność... Postąpiła podle, ale to tylko wina samego Krzysztofa... Dlaczego utrzymywał ją w wiecznej niepewności, dlaczego okrywał się zawsze przed nią tajemniczością... Nie będzie mogła spojrzeć mu w oczy, ale sam sobie winien...
Nie odwróciła głowy, chociaż słyszała, że Paweł wstał i zapalił papierosa. Wstydziła się.
— Wytłumacz mi — odezwał się — co to ma znaczyć?
Nie zrozumiała o co mu chodzi i mocniej przywarła do poduszki.
— Marychno, co to ma znaczyć? — powtórzył — Przecie wszyscy twierdzili, że jesteś kochanką Krzysztofa?...
— To nieprawda — powiedziała cicho.
Zaśmiał się:
— No, teraz nie potrzebujesz mnie o tem przekonywać. Nie rozumiem tylko, dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześniej... Bywał przecie u ciebie i to często.