Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

— Namyśliłam się — podniosła głowę — pojadę taksówką. Nie znoszę tramwajów.
Dopiero teraz dojrzała w jego wzroku zaniepokojenie. To ją poniekąd zadowoliło. Przyszło jej do głowy, że prawdziwe powodzenie mogą mieć tylko kobiety tajemnicze i demoniczne, takie, jak naprzykład Greta Garbo, albo Marlena Dietrich.
U kuśnierza pusto było w sklepie. Do obsługiwania Marychny zabrali się aż trzej subjekci. Przez ladę prześlizgnęło się kilkadziesiąt najrozmaitszych futer. Przymierzała je żarłocznie. Trójskrzydłe lustro odbijało jej zgrabną sylwetkę we wszystkich możliwych pozach, przegięciach i profilach. Umyślnie przeciągała załatwienie kupna, gdyż okropnie wstydziła się momentu, gdy będzie musiała powiedzieć, że rachunek ureguluje pan Paweł Dalcz. Była chwila, że wogóle zrezygnowałaby z futra, lecz Paweł kazał stanowczo, a poza tem naprzykład czarne kasztanki wcale nie były drogie, a tak w nich czuła się ładną i szykowną damą.
— Chyba wezmę to — powiedziała — tylko, że to proszę na rachunek...
— Ach! — podchwycił subjekt. — Na rachunek pana Dalcza?... Wiemy, wiemy, proszę szanownej pani, pan dyrektor Dalcz telefonował, ale może pani wzięłaby to futerko? Tylko o dwieście złotych droższe, a lisy...
— Nie, nie. Wezmę to.
— Pani rozkaże odesłać?...
Nie mogła oprzeć się pokusie i zostawiła do odesłania swoje stare palto. Szła ulicami okrężną drogą i nacieszyć się nie mogła swoim odbiciem w szybach wystaw. Jednak Paweł tylko pozornie jest taki surowy i oschły. To nawet bardzo po męsku nie okazywać czułości, a jednocześnie tak o kogoś dbać. Gdyby go nic nie obchodziła, nie wyrzucałby na futro kilkuset złotych. Trudno chodzić z takim Kopciuszkiem do