Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

Paweł nalał kieliszki. Widocznie interesował się swoim stryjecznym bratem i mało o nim wiedział, gdyż musiała powtarzać o nim wszystko. Dziwiła się tylko, że Paweł wcale nie był o Krzysztofa zazdrosny, że na jej uwagę, że teraz chyba nie będzie mogła pozostawać z tamtym w dawnych dobrych stosunkach, odpowiedział z całą stanowczością, że przeciwnie, że powinna starać się nie dać mu odczuć jakiejkolwiek zmiany w swojem postępowaniu. Krzysztof jest nieszczęśliwy i potrzebuje pociechy, a on, Paweł, nigdyby nie chciał psuć mu tego złudzenia szczęścia, jakie ma w Marychnie, tem bardziej, że jest to — ślicznie uśmiechnął się — tylko złudzenie.
Marychna pomyślała, że to bardzo rozsądnie i jeszcze, że Paweł ma złote serce. W gruncie rzeczy nie chciała rozstawać się z Krzysztofem, którego polubiła szczerze. Tu była miłość, a tam przyjaźń, może niezupełnie przyjaźń, ale skoro Pawłowi to nie przeszkadza, chociaż wie prawie wszystko, to poprostu niema sensu zmieniać cokolwiek w stanie rzeczy, które tak właśnie same się ułożyły.
W sypialni panował kolorowy półmrok i ciepło. Był to piękny wieczór i zapewne dlatego przeciągnął się aż do samego rana.
Tym razem wprost z Ujazdowskiej, Marychna pojechała do fabryki. Tym, i kilka następnych... Paweł widocznie mniej miał ważnych spraw, bo więcej jej mógł czasu poświęcać.
Czuła się szczęśliwa. Jego spokój, równe usposobienie i to coś, czego nie umiała nazwać, a co napełniało ją poczuciem bezpieczeństwa, zaufania i pogody, co usuwało wszelkie troski, obawy i niepokoje — wszystko składało się na krótkie wesołe dnie i długie rozkoszne noce, któremi można było się upić.
Naturalnie Marychna zachowywała wszelkie ostrożności, by nikt nie mógł donieść Krzysztofowi, że go zdradza. Pomimo wszystko bowiem, zachowała dla Krzysztofa prawo pierwszeństwa. Tego samego