biedna i głupia dziewczyna, która jest dla niego zabawką...
Krzysztof milczał, a Marychna zerknąwszy na zasępioną jego minę, dodała tonem usprawiedliwienia:
— No przecie na to mogło wyglądać...
Zapukano do drzwi. Przyszedł majster z odlewni w sprawie jakichś profilów, nim zdążył otrzymać instrukcje, zjawił się inżynier Kamiński, potem Czajkowski, który przyprowadził nowego pomocnika, by go przedstawić Krzysztofowi.
Marychna z miną królowej wystukiwała odniechcenia na maszynie zestawienia biuletynów warsztatowych, wyczekując końca tych nudnych spraw, które przerywały tak ważną rozmowę. Wraz z ostatnim interesantem musiał wyjść i Krzysztof. Zepsuło się coś w wielkim młocie pneumatycznym i podobno groziła katastrofa.
Wrócił po dobrej godzinie. Oczekiwała wznowienia rozmowy, on jednak stanął za nią, pochylił się i pocałował ją w czoło. Jednocześnie jego delikatna dłoń przesunęła się po policzku Marychny tak serdecznie, tak ciepło...
— Ja się bardzo za tobą stęskniłam, Krzychu... — powiedziała rozkapryszonym, lecz udobruchanym głosikiem.
— Naprawdę? — odwrócił jej głowę do siebie.
— Naprawdę — zapewniła.
Bo też teraz dopiero uświadomiła sobie, że niema w tem kłamstwa. Brakowało jej Krzysztofa pomimo to, że najhaniebniej w świecie zdradziła go z Pawłem. Nie wiedziała dlaczego tak jest, a przecież było to jakoś zrozumiałe: Paweł swoją drogą, a Krzysztof swoją...
Teraz znowu licho przyniosło Holdera. Omal nie zastał ich w kompromitującej bliskości. Zawsze wchodzi natychmiast po zastukaniu, jakby nie mógł chwili zaczekać. Po Holderze wpadł Jachimowski w sprawie jakiejś oferty. Był bardzo zdenerwowany, trzęsły
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.