Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

cych swoje wnętrze przed obcym wzrokiem. A w tym wypadku miał wyraźną obawę, że sam jest obiektem obserwowanym z zimną systematycznością... Ba, nie wiedział nawet, czy z zimną, czy z zawziętością, jaką rodzi tylko nienawiść.
Wprawdzie nie mogło to naruszyć jego równowagi, czy też zachwiać pewności siebie. Ani przez chwilę nie wątpił, że dla każdych, dla najwnikliwszych oczu pozostanie tylko tem, czem zechce być. Jednakże zauważył w sobie nierozumne wahanie, które było zjawiskiem niespodziewanem i przykrem. Mianowicie już od wczoraj przygotował sobie plan zjednania Krzysztofa. Wskutek nieszczęśliwej i błędnej kalkulacji technicznej fabryka poniosła poważne straty na dostawie frezarek. Całkowitą winę powinien był ponieść Krzysztof. Winę, odpowiedzialność i wszelkie konsekwencje natury moralnej.
Otóż Paweł postanowił sobie, że sprawę przedstawi w ten sposób, by Krzysztofowi oszczędzić kompromitacji, a jednocześnie dać do zrozumienia, że to on, Paweł, przez życzliwość całą rzecz pokrywa.
To było przygotowane i obliczone na zimno. Gdy jednak natarczywy wzrok Krzysztofa stawał się już nie do zniesienia, Paweł zmienił zamiar: — przeciwnie, zaskoczy go ostrym atakiem, dyskwalifikacją jego wiedzy, napiętnowaniem braku doświadczenia. Niech mydłek zawiele sobie nie pozwala, niech wie, że Paweł i jemu może dać mocno po łapach!...
I... nie mógł. Wprawdzie przedstawił rzecz zgodnie z pierwotnym rozsądnym planem, ale nie zdołałby wmówić w siebie, że z tych samych pobudek. Och, nie lubił okłamywać siebie. Na to był zbyt odważny. Poprostu... zmiękł. Co za idjotyzm!...
— Nie rozumiem, co mi się stało — myślał z gniewem, wracając do domu.
Na schodach uprzytomnił sobie, że i dawniej, ilekroć rozmawiał z Krzysztofem, zawsze nie postępował ściśle według przyjętej taktyki. Że — do licha —