działu. Przeciwnie. Jestem zdania, że w dyrekcji handlowej jest pan niezastąpiony. Czy... wie pan jakie stosunki panują między moim szwagrem a prezesem Dalczem?
— Słyszałem, że nienajlepsze... ale ja tam się temi rzeczami nie interesuję, to do mnie nie należy...
— Nie o to chodzi, panie Karliczek. Sprawa polega na tem, że prezes pragnąłby rozstać się z panem Jachimowskim. Zapytywał mnie też czy jestem zdania, że pan byłby odpowiedni na stanowisko dyrektora handlowego. Oczywiście mówię to panu w przeświadczeniu, że ani jedno słowo tej rozmowy nie wyjdzie poza drzwi mego gabinetu.
— O, tego może pan być pewien, panie dyrektorze.
— Jestem pewien — z niewzruszonem przekonaniem pochylił głowę Paweł — dlatego mogę panu szczerze powiedzieć, że prezes życzy sobie znaleźć powód, pretekst, podstawę moralną do udzielenia dymisji dotychczasowemu dyrektorowi handlowemu. Rozumie pan?
— Naturalnie...
— Od tego zależy wszystko. I właśnie, nie chcąc sprawie nadawać niepotrzebnego rozgłosu przez wyznaczenie specjalnych rewidentów, zwróciłem się do pana. Spodziewam się, że jako wypróbowany przyjaciel firmy pan zechce ułatwić mi zadanie i wskaże kilka spraw, które mogą dać ową podstawę moralną.
Karliczek siedział nieruchomo z oczyma utkwionemi w podłodze. Na jego karku nabrzmiały fałdy czerwonej skóry, splecione krótkie i grube palce nie ustawały w wijącym się robaczkowym ruchu.
— No, panie inżynierze? — przynaglił Paweł.
— Ja owszem... — sapnął Karliczek — owszem, rozejrzę się... poszukam...
— Poszuka pan i znajdzie?
Karliczek łypnął ku niemu badawczem spojrzeniem:
— Zapewne... Tak sądzę... W ciągu kilku dni...
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.