Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

Paweł zaśmiał się pobłażliwie:
— Żarty, panie Karliczek, żarty. Czy ja wyglądam na usposobionego do żartów, panie Karliczek?... W ciągu kilku dni wiele osób może wylecieć poza bramę fabryczną. W ciągu kilku dni mogą nabrać takiego rozpędu, że znajdą się w innej bramie, która otwiera się bardzo łatwo tylko dla wchodzących, natomiast wychodzących wypuszcza niechętnie. W ciągu kilku dni wiele rzeczy się dzieje. Nie wszyscy mamy na to czas. To też myślę, że pan sobie zaraz, natychmiast, nie wychodząc z tego pokoju, zdoła przypomnieć cokolwiek ciekawego.
— Doprawdy tak trudno, panie dyrektorze — Karliczek wyjął dużą chustkę z różowym szlakiem, rozłożył ją i obtarł twarz.
— O, wierzę panu, że trudno. Ale pamięć człowieka rozsądnego zaczyna działać intensywniej w chwilach, od których zależy naprzykład znaczna poprawa bytu, albo duże przykrości. Wysoko cenię pańską lojalność i wiem, że ta ma większe zobowiązania w stosunku do firmy, niż do zwierzchnika bezpośredniego. Taki zwierzchnik, panie inżynierze, często umie wmówić w podwładnych, że pokrycie milczeniem pewnych przekroczeń jest dowodem poczucia koleżeństwa, ba, potrafi zmusić do partycypowania w nielegalnych zyskach pod grozą, powiedzmy, dymisji. Najuczciwszego człowieka, za jakiego pana uważam, może to spotkać. Znam życie i nie jestem upartym pedantem. Umiem odróżnić złą wolę od pewnych konieczności życiowych. Czy mówię dość jasno?
Karliczek gniótł ręce, poruszał brwiami, jego żuchwy wykonywały nieustannie skoki wgórę i wdół, wskutek czego przez tłuste warstwy twarzy przebiegały gęste grube fale, połyskujące miedzią źle ogolonego zarostu. Kilka razy otwierał rybim ruchem usta i rzucał ku Pawłowi rozpaczliwe wywiadowcze spojrzenia. Wreszcie zaczął mówić.
Już dawno przebrzmiał ostatni chrapliwy dźwięk