Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nigdy nie widzę powodu do odwoływania moich postanowień — twardo odpowiedział Paweł — jeżeli w tym wypadku mogłoby to mieć miejsce, nie radziłbym panu zmuszać mnie do tego.
Karliczek odczuł w głosie Pawła groźbę, lecz i sam z trudem opanowywał wściekłość. Z każdego rysu jego olbrzymiej twarzy wyzierała hamowana chęć wybuchu; zaczął prosić, lecz w tonie prośby brzmiał gniew, poczucie doznanej krzywdy i zapowiedź zemsty. W kącikach szerokich ust ukazały się dwie plamki białej piany. Paweł milczał i zdawał się nie zwracać nań uwagi, pogrążony w przeglądaniu papierów.
Wreszcie wszedł Holder i położył na biurku świadectwo. Paweł podpisał, złożył arkusik i podał Karliczkowi.
— Proszę i dowidzenia panu.
— To tak? — warknął Karliczek — no dobrze, ale my się jeszcze porachujemy, panie Dalcz, my się jeszcze porachujemy! A na to świadectwo pluję! Rozumie pan, pluję.
Rozłożył papier i trzymając go w obu rękach splunął nań, zmiął w potężnej garści i cisnął na ziemię.
Holder stał przerażony z wysoko podniesionemi brwiami, Paweł udawał, że niczego nie widzi. Dopiero gdy Karliczek wyszedł, z rozmachem trzasnąwszy drzwiami, podniósł głowę i powiedział spokojnie:
— W dyrekcji handlowej popełniono nadużycia. Jachimowski i Karliczek otrzymali dymisję. Zechce pan, panie Holder, objąć tymczasowo kierownictwo tego działu. Za kilka dni wraca z urlopu inżynier Karczewski i jemu to przekażę.
Holder chciał prosić o zwolnienie go z tej funkcji, chciał zaznaczyć, że nie posiada odpowiednich kwalifikacyj, jednakże ton dyspozycji był tak bezapelacyjny, iż zdołał tylko wymówić:
— Jak pan życzy, panie dyrektorze.
— Ten cymbał — zaśmiał się Paweł — wyobraża