Wszyscy trzej wybuchnęli głośnym śmiechem, a że mówił nie ściszając głosu, a przy sąsiednich stolikach od chwili rozbicia kufla zwracano na nich uwagę, tam również rozległy się śmieszki.
Feliksiak poczerwieniał:
— Więc co myślicie, że bujam?
— Co tam masz bujać — pojednawczo powiedział blondyn i mrugnął do sąsiada — bo ja wiem, może ty ich jaki krewny z lewej ręki?... Niby dowód mieliśmy. Dwa razy cię wylewali... powinni i teraz napowrót przyjąć. Mają już praktykę.
Znowu rozległ się śmiech. Feliksiak chciał się zerwać, lecz spotkał spojrzenie czujnego z za lady Kozła. Przygryzł wargi, sięgnął do kieszeni i rzucił na stolik kilka srebrnych monet:
— Panno Zosiu, płacić!
— Szkoda forsy — zakpił blondyn — Zośka ci zborguje.
Feliksiak był wściekły. Prowokacyjne zachowanie się kolegów doprowadziło go do ostatecznej pasji. O ile wcześniej sam wahał się, czy poraz trzeci udawać się do prezesa, o tyle teraz zawziął się i postanowił za wszelką cenę dostać się zpowrotem do fabryki. Mało tego, powinien otrzymać stanowisko brygadzisty, żeby tym draniom pokazać, co to on może. Wtedy będą się śmieli cholery, jak ich weźmie za pysk. Alboż to jest złym ślusarzem?...
Wychodząc kupił jeszcze butelkę czystej i poszedł do domu. Skręcił właśnie w Żelazną, gdy natknął się na inżyniera Karliczka. Był usposobiony tak wojowniczo, że niemal go potrącił i niedbale dotykając palcami do daszka bąknął: „Szanowanie“.
— Cóż się tak zataczacie, Feliksiak, urżnęliście się? — zapytał Karliczek.
— Dlaczego nie. Bezrobotny jestem. Wolno mi.
— Jak to bezrobotny? Znowu was wyleli? — Karliczek uczuł przypływ sympatji do Feliksiaka. Znał go dobrze, gdyż jego częste awantury były dość po-
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/220
Ta strona została uwierzytelniona.