Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

bym się, bo też swój honor mam, ale z głodu zdychać nie będę...
— O ile wiem — powiedział dyrektor — jest to już trzeci wypadek, żeście zmusili administrację do wydalenia was. A dlaczego obiecano wam stałą pracę w naszej firmie?
— Niby to pan dyrektor nie wie...
Paweł spojrzał nań z pod oka i powiedział obojętnym tonem:
— Nie pytam was, czy ja wiem, czy nie wiem. Jeżeli chcecie ze mną mówić, musicie odpowiedzieć na moje pytania. Więc za co?
— No, przecie za wojsko, za pana Krzysztofa...
Paweł z trudem opanował swe rysy, by ukryć zdumienie.
— Mówcie wyraźniej. Za jakie wojsko?
Feliksiak zrobił ruch zniechęcenia. Pomyślał, że dyrektor ma go za półgłówka, który mógł zapomnieć o rzeczy tak ważnej. Ani przez myśl mu nie przeszło, by brat stryjeczny pana Krzysztofa mógł nie wiedzieć o całej sprawie. A może chcą mu teraz wmówić, że mu się to przyśniło?... Obciągnął klapy jesionki i powiedział wyzywająco:
— No co, może nie służyłem za niego?...
Paweł pochylił głowę nad papierami i robił na nich ołówkiem jakieś znaki. Zdawał się być zupełnie pochłonięty tą pracą i w jego głosie Feliksiak dosłyszał roztargnienie:
— Aha, no tak, służyliście za niego w wojsku, to wiem. Ale proszę was, byście mi opowiedzieli jak to było?
— Tu nic niema do opowiadania. Całkiem poprostu, głupi byłem, to stanąłem na komisji i odsłużyłem.
— A za siebie nie odbywaliście służby wojskowej?
— Nie, zwolniony byłem, bo rękę mam złamaną, a jak za pana Krzysztofa stawałem, to mnie pytają, czy zdrów? — zdrów, powiadam, to i wzięli... Mógł-