Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.

stwarzaniem fikcyjnych zagadnień, babraniem się w czemś, co wogóle nie istnieje.
Obrażała go bezpłodność tej pracy, jej bezprzedmiotowość i napuszona wiara w potrzebę własnej egzystencji. Usprawiedliwiał pisanie wierszy tak, jak umiał wytłumaczyć sobie naturalność u niektórych ludzi śmiechu i łez. Ale powieści z ich perypetjami, z ich rozciągłością, nie mogły przecież uchodzić za eksplozję emocjonalną, za wytrysk natchnienia. Jeżeli zaś autor chciał w nich wyrazić swoje myśli i poglądy, czyż nie prościej było napisać broszurę rozważań filozoficznych, lub poprostu kilka kartek aforyzmów. Kiedyś, gdy w jednej z kawiarń paryskich, gdzie przez pewien czas ocierał się o cyganerję, wypowiedział te swoje poglądy, jakiś Włoch, czy Rumun, wyjaśnił mu z piedestału augura:
— Literatura piękna nie jest niczem innem, jak filozofją stosowaną. Oczywiście, mówię o literaturze stojącej na wyższym poziomie.
Notabene ów Włoch był ideologiem pewnej grupy malarskiej, propagującej krucjatę przeciw sztuce stosowanej. I to tem ostrzejszą, im wyższy poziom to zastosowanie osiągało.
Dla Pawła samo życie zbyt wiele zawierało w sobie elementów powieściowych, zbyt wiele węzłów dramatycznych, konfliktów żywych, krzyczących prawdziwym głosem bólu, brzęczących prawdziwem złotem, ociekających prawdziwą krwią, by miał ich szukać w powieści. Ileż fabuł, ile anegdot żywych ludzi splatało się w jego oczach, ile mogło i musiało się splatać pod jego własną ręką!
Ze szkoły rosyjskiej zapamiętał strofkę z „Eugenjusza Oniegina“, gdzie poeta z litością patrzy na człowieka, uczącego się życia i miłości z powieści. Oczywiście, pomniejsza tem samem radość, jaką może wydobyć z rzeczywistego świata, dreszcz, jaki daje prawdziwe życie.
A już tego typu literatura, jaką uprawia Krzy-