Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/237

Ta strona została uwierzytelniona.

w wieku młodzieńczym pewną dozę romantyzmu, którą musi w sobie przepalić, jeżeli nie chce do siwego włosa zostać warjatem. Jedni wyładowują to w grafomanji, drudzy w awanturach miłosnych, inni włócząc się po egzotycznych krajach, lub służąc w wojsku i polując na laury bohaterów... Tak... No, Krzyś ma chyba za słabe zdrowie na żołnierza. Czy on służył w wojsku?
Pytanie było zadane najobojętniejszym tonem, a pomimo to pergaminowa twarz chorego pokryła się rumieńcem.
— Owszem, służył. Odbył całą służbę szeregowca w 67-ym pułku piechoty.
— Szeregowca? Przecież musiał mieć prawa jednorocznego i skończyć podchorążówkę?
— Tak. Ponieważ jednak nie nostryfikował matury zagranicznej...
— A no tak — powiedział Paweł i zaczął mówić o czemś innem.
Umyślnie chciał sprawdzić twierdzenie Feliksiaka przed rozmową z nim. Teraz nie ulegało wątpliwości, że Feliksiak mówił prawdę, że zatem nie zadarmo otrzymał z kasy fabrycznej swoje uposażenie. Zważywszy rzecz dokładnie Paweł postanowił wstrzymać się od jakichkolwiek kroków do czasu powrotu Krzysztofa. Dlatego też nie wzywał Feliksiaka. Nie upłynął jednak miesiąc, gdy ten zgłosił się sam.
Stał przed biurkiem i ponuro patrzył w ziemię.
— Nie rozumiem o co wam chodzi — spokojnie perswadował Paweł — otrzymujecie przecie wasze pieniądze regularnie?
— Otrzymuję...
— Więc czegóż jeszcze chcecie?
— To, że nie ja na nie zarabiam.
— I cóż to was obchodzi, grunt, że je macie.
Feliksiak przestąpił z nogi na nogę:
— Ja nie chcę darmo. Pracować chcę, panie dyrektorze. Kaleką nie jestem.