Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/238

Ta strona została uwierzytelniona.

Paweł podniósł brwi:
— Zapracowaliście je dawniej, służąc za mego stryjecznego brata w wojsku. Nie rozumiem waszych skrupułów.
— Za tamto otrzymałem gotówką, a praca mi się należy. Niech pan dyrektor uwzględni i da mi zajęcie w fabryce. Ludzie zwiedzieli się, że nic nie robię, a pieniądze biorę.
— Jakto zwiedzieli się? Któż im mógł powiedzieć?
— A bo ja wiem — zdetonował się Feliksiak — może i sam przez głupotę pochwaliłem się, a teraz nijak nie mogę bez pracy, bo choćby i nie gadali, to bez roboty ciężko...
W zasadzie Paweł nic nie miał przeciw przyjęciu go do fabryki. Nie potrzebował liczyć się z tem, co o tem będą mówili w warsztatach. Wolał jednak przeciągnąć stan prowizorjum, by móc mieć dobitny pretekst do postawienia sprawy na ostrzu zaraz w pierwszej rozmowie z Krzysztofem. Dlatego powiedział Feliksiakowi, że może załatwić jego życzenie dopiero w przyszłym tygodniu. Był przekonany, że do tego czasu Krzysztof zdąży się nacieszyć miodową podróżą i wdziękami Marychny.
Okazało się jednak, że się mylił.

ROZDZIAŁ VIII.


Z Dworca Głównego Marychna wprost pojechała do domu. Od czasu, gdy rozstała się z Krzysztofem w Wiedniu, była półprzytomna. Do samej granicy dręczyły ją obawy, że nie zdoła się porozumieć z konduktorami, z urzędnikami komory celnej i z wszystkimi tymi ludźmi, mówiącymi z nią po niemiecku, lecz tak szybko i niewyraźnie, że jej wiadomości zdobyte w gimnazjum pozwalały zaledwie na odgadywanie brzmienia poszczególnych słów.