Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/245

Ta strona została uwierzytelniona.

namiastki szczęścia, którego nazawsze jest pozbawiony?..
I Marychnie w dzień, kiedy siedział przy jej łóżku w ubraniu i z papierosem w ustach, kiedy słyszała jego pełen smutku głos, niski, altowy, prawie męski, kiedy widziała jego bolesny wyraz oczu, zdawało się, że jednak potrafi, że musi poświęcić się, że nie ma nawet w tem aż tak wielkiej ofiary.
Ale przyszła noc... I jakże wówczas wszystko inaczej wyglądało!... Skądś, z wnętrza wypełzła odraza tak silna, że do bólu trzeba było zaciskać zęby, by nie krzyczeć, trzeba było niesłychanego wysiłku wyobraźni, by przypomnieć pieszczoty Pawła i z uporem wmawiać w siebie, że to tamten, by uwierzyć że te soczyste, wyrafinowane usta, że te wąskie atłasowe ręce są ustami i rękami Pawła!...
Na pomoc przychodził alkohol. Teraz przy kolacji piła zawsze dużo wina i to tylko pomagało jej znieść koszmar tych nocy podczas których czuła się, jak królik, podczas dokonywanej na nim wiwisekcji. Zdawało się jej, że i Krzysztof także cierpi podczas tych nocy. Nie mówili jednak o tem nigdy. Noce stanowiły jakby odrębny rozdział, jakby całkiem inną stronę ich życia. W dzień Krzysztof był naturalny, jeszcze bardziej naturalny, niż w Warszawie. Jeździli do miast, bywali w teatrze, w kinie, a najwięcej w sklepach. Tu Krzysztof kupował Marychnie moc sukien, kapeluszy, pończoch i innych drobiazgów toaletowych.
— Ubieram cię za ciebie i za siebie — mówił z bladym uśmiechem.
Najmilsze godziny, długie godziny poobiednie, spędzali na omawianiu i projektowaniu sukien, koszulek i pidżam Marychny. Teraz chciała uważać go za serdeczną, dobrą przyjaciółkę. Wmawiała to w siebie. Niestety, ani przez chwilę nie mogła wyzbyć się owego nieznośnego uczucia wstrętu, który budził się przy każdem cieplejszem słowie Krzysztofa, przy