Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/249

Ta strona została uwierzytelniona.

w drzwiach dolatywał smakowity zapach gotującego się rosołu. Poczuła lekkie ćmienie w dołku. Jakże piekielnie była głodna. Od Wiednia nic nie jadła, a i przedtem nie miała wcale apetytu. Ostrożnie nacisnęła klamkę. W przedpokoju i w jadalni nie było nikogo. Widocznie gospodyni wyszła. W kuchni powitała ją służąca okrzykiem:
— Jezusie Nazareński! A co to pannie Marychnie jest? Tak zmizerniała!
— Jestem zmęczona podróżą i strasznie głodna...
— Pewno, pewno... zaraz zrobię kawkę...
Marychna wróciła do siebie i spojrzała w lustro. Rzeczywiście wyglądała fatalnie. Musiała stracić kilka kilogramów wagi, jej kwitnąca cera stała się przezroczysta i ledwie różowa, pod oczyma znaczyły się dwie niebieskawe plamy.
— Boże, jak ja zbrzydłam — powiedziała głośno i jednocześnie pomyślała, że to wcale nieprawda, gdyż wygląda teraz bardziej interesująco, prawie tak, jak Brygida Helm w filmie „Alraune“.
Śniadanie zjadła z apetytem, poczem zabrała się do rozpakowywania walizek. Ile teraz miała różnych pięknych rzeczy. Wszystko od Krzysztofa. On naprawdę był dla niej bardzo dobry. Rozmieszczanie i porządkowanie rzeczy w szafie zajęło jej czas do obiadu. Na szczęście przy stole był jakiś ksiądz, daleki kuzyn gospodyni i to uwolniło Marychnę od spodziewanych indagacyj. Na dworze był straszny mróz, wobec czego postanowiła nie wychodzić. Jednak bezczynność tak jej ciążyła, że około szóstej nałożyła futro i zbiegła ze schodów.
Trafiła do jakiegoś podrzędnego kina, gdzie wyświetlano nudny, stary film. Bohaterka porzucona przez ukochanego truje się weronalem i zostawia kartkę: „nikomu nie jestem potrzebna, odchodzę w zaświaty“. Wprawdzie ofiara niewiernego amanta wkońcu została uratowana, lecz Marychna wracając do domu aż do rogu Leszna i Żelaznej była najgrun-