Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.

starała się utrzymać minę najbardziej bolesną. Ottman, bardzo speszony, próbował się tłumaczyć, że się na tem nie zna, gdyby była jakiemś ciałem chemicznem, wówczas przypuszcza, że umiałby spostrzec każdą najdrobniejszą zmianę, bo to jego fach.
— Dla pańskiej przyjemności — odcięła ostro — nie będę ciałem chemicznem.
Ottman jednak nie zraził się, przeciwnie, zaczął łagodnie przepraszać ją i wypytywać o owe tragiczne przejścia. Marychna, gdyby nie jego niewiara, z jaką o nich mówił, byłaby omal gotowa opowiedzieć mu przynajmniej część swoich przeżyć z Krzysztofem Dopieroby usta otworzył od ucha do ucha!
Jednakże już sama świadomość noszenia w sobie tajemnicy, o której nikt nie wie, cierpienia, o jakiem nie może mieć wyobrażenia żadna z siedzących tu kobiet, dawała Marychnie poczucie wewnętrznej przewagi, pewność, że to nadaje jej urodzie swego rodzaju uduchowienie, nakłada na jej rysy stygmat — zaświatów.
Tymczasem Ottman mówił znów o fabryce, o tem, że firma wykupiła sąsiednie tereny, na których powstanie oddział traktorów, że przedsiębiorstwo się rozszerza i rośnie, a wszystko dzięki obecnemu naczelnemu dyrektorowi:
— Rzadko się spotyka takich ludzi, jak Paweł Dalcz. Niezwykły człowiek. Wielu w życiu widziałem kierowników różnych instytucyj, ale żaden nie miał tak tęgiej głowy i tak pewnej ręki. Oczywiście, czytała pani w gazetach o tem, że został prezesem całego przemysłu metalurgicznego?
Marychna czytała. Pamiętała dobrze tę chwilę. Krzysztof przeglądał pocztę, przysłaną z kraju i czytał jej głośno wszystkie artykuły z gazet, gdzie było tyle o Pawle. Bojąc się narazić na nowe podejrzenia, Marychna powstrzymała się wówczas od okazania radości, tembardziej że Krzysztof czytał z wyraźnem oburzeniem. Musiał bardzo nie lubić Pawła i zazdro-