Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.

Paweł ziewnął:
— Traktory?
— Nie, terpentyna!
— Terpentyna? dlaczego terpentyna?
— Tak, przypomniało mi się — odczuła, że będzie wyglądała w jego oczach bardzo głupio i dodała: — spotkałam tego inżyniera Ottmana i opowiadał mi, że zrobił jakiś wynalazek. Z terpentyny robi kauczuk, czy też z kauczuku terpentynę. Nudziarz taki, ale tak mnie ubawił swojem przejmowaniem się terpentyną, że nie mogę jej zapomnieć...
— Kauczuk? — zmarszczył brwi Paweł.
— No tak, kauczuk, a może guma, już nie pamiętam.
— I to Ottman zrobił ten wynalazek? — w głosie Pawła zabrzmiało wielkie zainteresowanie.
— Tak mi mówił, że zrobił, i że będzie bogaty, jeżeli mu się uda — wybuchnęła śmiechem — taki poczciwiec, przecie każdemu jak się uda, to przyjdzie bogactwo...
— Poczekaj — przerwał Paweł — nie możesz sobie bardzo szczegółowo przypomnieć, co o tem mówił?
Marychna nie mogła. Gdyby wiedziała, że Pawła to zainteresuje, starałaby się uważać. Zresztą może go specjalnie wypytać.
Z urywkowych informacyj, jakie zachowały się jej w głowie, Paweł próbował odtworzyć całość, wreszcie zrezygnował i zapowiedział Marychnie, by, broń Boże, nie wspominała Ottmanowi, że o tem rozmawiali.
Przed dziewiątą Paweł musiał jechać na posiedzenie. Wyszli razem, lecz tak się śpieszył, że Marychnę pożegnał na schodach. Nie miała o to do niego żalu. Zadowolona była z siebie i ze świata. Sentyment, jaki czuła do Pawła, wzmógł się jeszcze dzięki jego delikatności. Nie dręczył jej pytaniami o Krzysztofa, zdawał się rozumieć to, że są kwestje, o których