Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.

ręki kartkę, kartkę szarego jedwabistego papieru. Potarł ją palcami i podniósł do twarzy.
— To jest papier Krzysztofa — powiedział z uśmiechem i rozwinął arkusz.
Na odwrocie był ten smutny list z Wiednia.
Pierwszym odruchem Marychny była chęć wyrwania mu z rąk listu, lecz w tejże chwili przypomniała sobie, że niema w nim nic, coby mogło zdradzić prawdę. W każdym razie popełniła nieostrożność.
Myśl Pawła po przeczytaniu listu powróciła do Krzysztofa.
— Nic mi o nim nie opowiadasz — odezwał się niezadowolonym tonem.
— Cóż mam opowiadać — z przymusem uśmiechnęła się Marychna.
— Czy i jemu nic o mnie nie mówisz? — ironicznie skrzywił usta.
Chciała go zapewnić, że oczywiście, że tembardziej, że za nic na świecie nie przyznałaby się Krzysztofowi do tego, co ją z Pawłem łączy. On jednak widocznie nie oczekiwał odpowiedzi, gdyż sam zaczął mówić:
— Jesteś, moja kochana, imponująco podzielna. Nie mówię tego, by ci dokuczyć. Inne kobiety pod tym względem zdystansują cię na pewno. Chciałbym tylko, byś mnie poinformowała, czy Krzysztof nie domyśla się, że między nami coś jest?
— Skądże...
— No, mogłaś nieostrożnie coś powiedzieć, pisać jakieś pamiętniki, czy inne głupstwa. Jeżeli jest zazdrosny i niedyskretny, na pewno miał możność zajrzeć do twoich walizek i znaleźć tam dowody niewierności.
— Nie, nie — zapewniła Marychna i nagle krew uciekła jej z twarzy.
Nie pisała wprawdzie żadnego dzienniczka, ani listów, ale miała w walizce fotografję Pawła. Paweł zna się na ludziach i może ma rację, że Krzysztof