Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.

byłby zdolny do rewidowania jej rzeczy. Fotografję miała schowaną w neseserze, w górnej kieszonce...
— Chybaś nie ubawiła się zanadto — mówił Paweł — mój stryjeczny brat robi wrażenie sensata i cierpiętnika... zdaje się nawet, że produkuje jakieś utwory literackie. Nie zauważyłaś tego?
— Co? — ocknęła się z zamyślenia Marychna. Nie mogła pozbyć się myśli, że Krzysztof widział fotografję.
— Mówiłaś, że czytuje ci często poezje, ciekaw jestem, czy też ich nie płodzi?
— Ależ nie! On czytuje cudze poezje
— Djabelnie romantyczny. Czasami działa tem na nerwy. I co? Wciąż patrzy na ciebie, jak kot na kiełbasę?... Pewno na krok cię nie puszczał od siebie?
— Ja tak nie lubię o tem mówić — spróbowała bronić się rozkapryszoną minką Marychna.
Paweł jednak nie ustępował:
— Powiedz mi, czy on jest zupełnie normalny?
— Jakto, czy normalny?... — Marychna zbladła, jak płótno.
Na szczęście Paweł zapalał papierosa i tego nie dostrzegł.
— No, czy mu niczego nie brakuje, czy zachowuje się, powiedzmy, w łóżku tak, jak ja?
Marychna odwróciła się i szepnęła prosząco:
;Pewnie, że tak... Ty jesteś taki niedobry... Ja się wstydzę o tem mówić...
— Hm... to dziwne. Można było przypuszczać, że mu tego i owego brak... — zaśmiał się cicho — zatem jest w porządku i zdrów... Dlaczego tedy to zastępstwo... Słuchaj, Marychno, czy on ci nic nie opowiadał o swojej służbie wojskowej?
— Nie. Pokazywał tylko książeczkę wojskową...
— Tak... Gdy wróci, będę miał do ciebie pewną prośbę.
Marychna nic nie odpowiedziała. Nieprzyjemność