Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/284

Ta strona została uwierzytelniona.

steś par excellence nowoczesny i w swojej sile charakteru i w swojej uczciwości.
— Chyba nie twoi rodzice przekonywali cię o tem?
— Właśnie oni. W każdym człowieku, na którym nie mogą znaleźć źdźbła brudu, domyślają się wewnętrznego śmietnika. Wprost w głowie im się to nie mieści, że ktoś może zdobywać powodzenie nie nurzając rąk w błocie.
— Teraz już wiem. Jestem aniołem — zaśmiał się.
— Nie. Bynajmniej. Widzisz wuju, — strzepnęła z irytacją rękawiczkami — i na tobie mści się te kilka lat, o które jesteś ode mnie starszy...
— Kilkanaście — poprawił.
— Tem gorzej. Nie wierzę w aniołów. Znacie tylko dwa sądy: anioł, albo łotr. Anioła się nienawidzi i unika, a łotrowi się zazdrości. Ale naprzykład ty. Rzeczowy pełny człowiek — oto wszystko. A najlepszy masz dowód w tem, że twoje powodzenie wszystkich cieszy, wszystkich za wyjątkiem oczywiście kochanej rodzinki. Wczoraj grałam z młodym Kolbachem w tenisa. Jego ojciec twierdzi, że jesteś wielkim człowiekiem. U Koseckich bywa cały świat ministerjalny. Nie lubię tego towarzystwa, ale tym razem czułam się tam świetnie. Cały czas mówiono o tobie. Paweł Dalcz to, Paweł Dalcz tamto. Genjalny ekonomista, rozum, uczciwość, mur, beton, żelazo i takie rzeczy.
— I tobie to sprawiało przyjemność? — zdziwił się szczerze
— Tak.
— Ale dlaczego?
Zamyśliła się i milczała przez dłuższą chwilę:
— Lubię cię — powiedziała wreszcie tonem rozwagi — mam dla ciebie szacunek. Widzisz, niewielu spotyka się ludzi, dla których można mieć szacunek i lubić ich jednocześnie. Gdy rozmawiam z tobą, albo poprostu gdy na ciebie patrzę, mam poczucie pewności, zaufania, coś tak, jak w reklamie PKO.