Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/288

Ta strona została uwierzytelniona.

dzić powaśnioną parę i wypowiedział swoje zapatrywania.
— Wrogiem? Bynajmniej. Cenię je bardzo. Dają nam pieszczoty wtedy, gdy tego pragniemy. W ten sam sposób mamy miód od pszczół, a mleko od krów. Cała rzecz w tem, by żadne z tych pożytecznych stworzeń nie narzucało nam swoich produktów, gdy nie mamy na nie ochoty.
I takie było jego stanowisko w życiu: mało konsumował mleka, pieszczot i miodu. W skali jego pojęć z trudem mieściło się cierpienie z powodu braku tych rzeczy. Ludziom zakochanym, czy głodnym, przyglądał się zawsze z pewną dozą pogardy. I w swojem odczuciu samotności nie dopatrywał się jakichkolwiek związków z sentymentami. Te miały przecie swe źródło w niezaspokojeniu potrzeb fizjologicznych, a potrzeby fizjologiczne zaspokajały w dostatecznej mierze wizyty Marychny.
Taki naprzykład Krzysztof, robiący sobie tragedję, a przynajmniej problem z romansu. Kiedy wyjeżdżał z Marychną do Szwajcarji, Paweł chciał mu powiedzieć, że przypomina psa, który porwawszy kość biegnie kilometr, by ją zjeść. Jakaś manja nadawania najprymitywniejszym funkcjom znaczenia zdarzeń wielkiej wagi. Zwłaszcza u Krzysztofa drażniło to niepomiernie. Tyle chłodnego rozsądku i nagle jakaś celebracja. Paweł przymknął oczy: jak też mógł wyglądać akt „zlania się dwóch dusz“ Krzysztofa i Marychny?... Ten smarkacz wchodzi do łóżka, jak na stos ofiarny, jej uda to dla niego omal nie kolumny wrót raju. Zdrowe szerokie uda — Scylla i Charybda i misterjum rytmiki postępującej. Wielka objata! A Edward VII, gdy jako młody książę Walji poraz pierwszy próbował swych sił, wypowiedział taką opinję: — uczucie prawdziwie wspaniałe, ale ruchy nad wyraz śmieszne... Poczciwa Marychna. Czy umiała dostosować się do wzniosłości nastroju?
Było coś złośliwie przyjemnego w rozpamiętywa-