Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/291

Ta strona została uwierzytelniona.

i wszystko runęło. Od placu Pigalle do ostatniego szynku na Montmartre aż za Sacré Coeur staczał się coraz niżej, zalewał się alkoholem, pił świadomie, z zawziętością, z przekonaniem, że nic mu więcej nie pozostaje.
Drugi taki okres przyszedł po upadku „Domu Handlowego Nox“, a trwał znacznie dłużej może i dlatego, że atmosfera Marsylji, atmosfera pulsujących wielkich interesów do reszty odebrała mu ochotę zaczynania od czegoś małego. Brzydził się sklepikarstwem. Często wprawdzie trafiały mu się okazje, często miewał pomysły, ale nie umiał przezwyciężyć w sobie wstrętu do przedsięwzięć takich, które zapewniłyby mu byt.
— Nie znam nic głupszego — mówił — niż to powszechne zabieganie o zapewnienie sobie bytu. Byt jest czemś całkowicie obojętnem sam w sobie. Chodzi o jego jakość.
Jakość bytu Pawła po ostatecznem zrezygnowaniu z prowadzenia wzorowego gospodarstwa wiejskiego była już tylko wegetacją.
Przypomniał sobie długie miesiące spędzone w stanie kompletnej apatji na barłogu w rozpadającym się kresowym dworku. Jakże stępiał podówczas, jak dalece stał się niewrażliwy na wszystko. Jedynie brak wódki wyprowadzał go z równowagi, co często kończyło się atakami furji. Jakże daleko był teraz od owej, zdawałoby się, nieprawdopodobnie dawnej epoki... Sam wówczas wierzył w ostateczność swojej klęski, był przekonany, że nie uwolni się ani od apatji, ani od alkoholu. Dziś obie te rzeczy były dlań wprost niezrozumiałe. Jeżeli pił tego wieczoru, to tylko przez kaprys, no i z powodu Krzysztofa.
Zresztą konjak dobrze mu zrobił. Zasnął zdrowym, twardym snem i obudził się nazajutrz z głową świeżą, wolną od dokuczliwych myśli.
Systematyczny i punktualny Holder przedstawił Pawłowi przejrzyście i szczegółowo zebrane dane, do-