tyczące światowego rynku kauczukowego. O godzinie jedenastej zjawił się Ottman. Położył przed Pawłem dużą paczkę, owiniętą w szary papier:
— Oto rezultat niepotrzebnej roboty — powiedział z niezadowolonym wyrazem twarzy.
— Tak pan sądzi? — z półuśmiechem powiedział Paweł.
— Nie sądzę.
— Jestem przekonany.
— Zaraz zobaczymy.
Odsunął opakowanie. Przed nim leżał duży brunatny kubik.
— Wygląda świetnie — nacisnął kauczuk palcem: — no i jest bajecznie elastyczny.
— Na trzy miesiące, panie dyrektorze — skrzywił się Ottman.
— Do licha, nie różni się na oko niczem od tego drogiego, ani od prawdziwego.
— Niczem poza wartością.
Paweł zaśmiał się:
— Ma pan rację. Ten dla nas przedstawia znacznie większą wartość.
— Nie rozumiem, panie dyrektorze.
— Narazie jest to zbędne. Niech pan mi powie, czy ten kauczuk w razie poddania go analizie, może ujawnić swoją tajemnicę?
— To nie, ale poco poddawać go analizie?
— Zatem naprzykład chemik fachowo obeznany z kauczukiem nie odkryje sposobu pańskiej fabrykacji?
— Bardzo wątpię
— Więc w porządku. Wybornie — zatarł ręce Paweł — a teraz, jak się przedstawia plan aparatury do wyrobu tego lepszego kauczuku?
Ottman rozwiązał przyniesioną ze sobą teczkę i wydobył z niej kilkanaście schematycznych szkiców. Paweł z trudem ukrywał rozbawienie, w jakie wprawiła go nagła zmiana usposobienia chemika. Do-
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/292
Ta strona została uwierzytelniona.