Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, ale wiem, kto to był.
— Kto? — zapytał Krzysztof pochylając się nad nim.
Jego oczy rozżarzyły się.
— Głupstwo — poruszył ręką Paweł — niedorzeczna zemsta za wydalenie z fabryki. Może pamiętasz, był taki zastępca Jachimowskiego, Karliczek? Wulgarne zwierzę. Mniejsza o niego.
— Jakto, więc nie każesz go aresztować?
— Nie. Poco? Żeby poniósł karę?... Poprostu szkoda zachodu. Nie wierzę w pedagogiczne znaczenie kary. Ani w jej moralną wartość.
Krzysztof poruszył się niecierpliwie:
— Nie rozumiem cię. Możesz nie uznawać kary jako czynnika społecznie wychowawczego, ale pozostaje zawsze czysto ludzkie żądanie zadośćuczynienia, wynagrodzenia, zemsty!
Paweł zaśmiał się cicho i zrobił ruch, jakby chciał kiwnąć głową, lecz ostry ból wykrzywił jego usta:
— Zemsta jest idjotyzmem. Nazywano ją rozkoszą bogów. Niechże pozostanie ich rozkoszą. Bogowie, widzisz, są wieczni i nie mają nic lepszego do roboty. Człowiek natomiast nie powinien tracić czasu i nerwów na rzecz tak nieproduktywną, jak zemsta. Czy pamiętasz historję tego wspaniałego kretyna starożytności, który kazał łańcuchami biczować nieposłuszne morze? Imponowało mi to póki nie skończyłem lat piętnastu. Powinien być mianowany patronem policji. Chyba nikt przed nim nie dał tak heroicznego dowodu wiary w skuteczność metod policyjnych. Kara jest to zemsta wywierana przez silniejszego na słabszym. Zbiorowość, mszcząc się na jednostce, nazywa to karą, żeby było wznioślej. Zawsze dziwiłem się ludziom, którzy wierzą w mądrość Boga, gdy jednocześnie przypisują Mu ustanowienie piekielnych kar dla ludzi. Poto służyć istocie nadprzyrodzonej, by ją mierzyć paragrafami kodeksu karnego! Już bardziej rozumiem Greków, których bogowie domagali się nama-