w stanie zdrowia jego ojca nastąpiło znaczne pogorszenie i że katastrofy należy się spodziewać lada dzień. Przez pewien czas ukrywano przed panem Karolem wypadek Pawła, w końcu jednak wiadomość o tem dotarła doń i była powodem niebezpiecznego wstrząsu nerwowego, który odbił się na osłabionem sercu.
— Ojciec bardzo cię lubi i ceni — zakończył Krzysztof.
— Miejmy nadzieję, że zdrowie jego poprawi się — ze współczuciem powiedział Paweł i przyszło mu na myśl, że w razie śmierci stryja Karola, objąłby prezesurę, no i oczywiście rządziłby firmą bez niczyjej kontroli.
Przedewszystkiem wypędziłby Blumkiewicza na cztery wiatry. Oczywiście po uprzedniem zbadaniu, czy nie dorobił się na swojem totumfactwie zbyt wysokich pieniędzy. Dowiedzieć się o tem mógł łatwo, choćby w ten sposób, że zaproponuje mu nabycie pakietu udziałów. Blumkiewicz zbytnio przywiązany był do domu Dalczów, zbytnio obeznany z interesami firmy, by nie dał się złapać na tę wędkę. Zresztą jako posłuszne narzędzie w rękach człowieka doświadczonego mógł być nawet pożyteczny.
Korzystając z informacyj pielęgniarki skierował rozmowę na swoją rodzinę. Spodziewał się, że Krzysztof zechce mu w najczarniejszych kolorach przedstawić ów zlot kruków i sępów. Tymczasem ten powiedział lakonicznie:
— Owszem. Byli tu. Chcieli mi nawet dopomóc w załatwianiu twoich spraw. Ja jednak mało ich znam i nie mam do nich dlatego zbyt wiele zaufania. Zresztą mogłem się obejść bez nich. Skorzystałem tylko z ofiarowanej pomocy przy pielęgnowaniu ciebie Nity Jachimowskiej.
— Tak? — zdziwił się Paweł.
— Zrobiła na mnie miłe wrażenie. No i miałem
Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/023
Ta strona została uwierzytelniona.