Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

trali z pensją czterech tysięcy miesięcznie i z trzyletnim kontraktem.
Nie była to ze strony Pawła łapówka.
Znał się na ludziach i wiedział, że w Kolbuszewskim znajdzie współpracownika godnego siebie. Oczywiście nie był to człowiek, do którego można było mieć zaufanie, lecz Paweł miał oddawna wyrobiony pogląd, według którego ludzie godni zaufania absolutnie nie nadawali się do interesów i więcej swoją poczciwością sprawiali strat, niż swoją uczciwością przynosili zysków. Był dość sceptycznie usposobionym szefem, dość miał zmysłu obserwacyjnego, by obawiać się zbyt dotkliwych nadużyć. Zgóry na każdego pracownika przeznaczał pewne manko, które w ogólnej kalkulacji pokrywane było przez rzutkość, spryt i przedsiębiorczość tychże współpracowników.
Że teorja ta była trafna, miał przykład chociażby na Tolewskim. Ten drapichrust był goły jak mysz kościelna, obecnie zaś można go było liczyć na blisko sto tysięcy złotych, jednak dzięki niemu Paweł zarobił kilkaset.
Z tego właśnie względu postanowił usunąć Ottmana od kierownictwa fabryki kauczukowej natychmiast po jej uruchomieniu. Podwyższy się mu pensję na dawnem stanowisku, rozszerzy się laboratorjum i można będzie dać mu jeden lub dwa procent w zyskach, lecz z jego naiwnością, nie można go pozostawić nietylko na czele przedsiębiorstwa, lecz nawet na jakiemkolwiek stanowisku, na którem miałby możność własnej decyzji.

ROZDZIAŁ II


Przy samym końcu ulicy Wolskiej, nie dojeżdżając do cmentarza prawosławnego, skręcało się wbok piaszczystą niebrukowaną drogą długości około pół kilometra. Przy końcu wznosiły się czerwone budyn-