Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/064

Ta strona została uwierzytelniona.

Rozumiem, że panu trudno będzie zorjentować się tu w naszych interesach. Jeżeli jednak pan zamierza nabyć jakieś akcje kauczukowe, załatwimy to w sposób ostrożny i delikatny. Nie mógł pan lepiej trafić, niż do mnie. Od piętnastu lat robię w kauczuku i znam wszystko nawylot.
— Jeżeli pan tak dobrze na tem się zna — powiedział Paweł — nie przypuszczam, by miał pan do sprzedania papierów kauczukowych za jednego szylinga.
— Dlaczego? — zrobił zdziwioną minę agent.
— Z tej prostej przyczyny, że sprzedałby pan je już dawno bodaj za pół pensa.
Agent skrzywił się i z pod oka spojrzał na Pawła:
— Jeżeli pan tak myśli, to co pana obchodzi kauczuk?
— Myślę, mister Isaakson, że na baissie można zrobić takie same pieniądze, jak i na haussie. Mam pewne dość duże kombinacje. Jak pan słusznie zauważył jestem cudzoziemcem i będę potrzebował tu w Londynie kogoś, ktoby mi całe tutejsze sprawy załatwiał.
— Przepraszam, a skąd pan jest?
— Z Warszawy. Mieszkam stale w Warszawie.
Twarz agenta rozpromieniła się nagle od ucha do ucha. Zerwał się z miejsca, wyciągnął ręce i zawołał najczystszą polszczyzną:
— Czego ja słyszę? To prawdziwy radość. Niech pan zgadnie, ale co tam zgadnie! My jesteśmy ziemlaki.
Potrząsnął mocno rękę Pawła i widać było, że naprawdę jest wzruszony. Okazało się, iż będąc młodzieńcem wyjechał z Polski i ani razu w niej nie był, ale ma w Warszawie rodzinę, z którą od czasu do czasu koresponduje. Są to bardzo biedni ludzie, mają sklepik łokciowy na Franciszkańskiej i zdaje się im, że jak jaki krewniak mieszka w Londynie, to zaraz musi być miljonerem, a tymczasem tu człowiek nieraz przez tydzień biega, lata, telefonuje, poci się na gieł-